Ech, gdybym
ja miał skrzydła,
Poleciałbym
naturze wbrew,
Wędrówka tak
mi zbrzydła!
Kocur nie
groźny, pewna rzecz.
Niech myślą
leśne zuchy,
Ten lew wiekowy
przecież jest,
To pewnie
też i głuchy.
Bać się go
trudno, raczej śmiać,
Nikomu lew
nie straszny.
Linieje, ślepnie,
słabnie, a
Udaje, że
odważny.
A ja nie
oddam władzy, nie,
Ja jeszcze
im pokażę,
Idylli
koniec, wszystkim wnet
Dostarczę
mocnych wrażeń.
Tak myślał
stary lasu król,
Co posiał
gdzieś koronę.
Na pniak się
wdrapał pośród pól,
Wspierawszy
się ogonem.
I skoczył
zadzierając łeb,
Kto widział,
ten oniemiał.
Zamiast do
góry, na dół jeb!
Aż zadudniła
ziemia.
Podniósł się
z ziemi biedny lew,
Brudne
otrzepał futro.
Coś mi nie
wyszło, na nic gniew,
Spróbuję znowu
jutro.
Miało być
pięknie, dumnie, lecz
Tak bywa na
tym świecie.
Jak braknie
skrzydeł, smutna rzecz,
To nie da
się odlecieć.
Lecz huk
wciąż grzmiał, jak wojny wieść.
Uciekły wnet
zwierzaki.
W panice gubiąc
włos i sierść
I drapiąc
się o krzaki.
Z bajeczki
morał jest jak nic,
I ważne
pouczenie.
Że jak
upadniesz, może być,
Że zrobisz
też wrażenie.