Thursday, January 9, 2020

Bajka o lwie co orłem nie został







Rozmarzył się raz stary lew:
Ech, gdybym ja miał skrzydła,
Poleciałbym naturze wbrew,
Wędrówka tak mi zbrzydła!

Kocur nie groźny, pewna rzecz.
Niech myślą leśne zuchy,
Ten lew wiekowy przecież  jest,
To pewnie też i głuchy.

Bać się go trudno, raczej śmiać,
Nikomu lew nie straszny.
Linieje, ślepnie, słabnie, a
Udaje, że odważny.

A ja nie oddam władzy, nie,
Ja jeszcze im pokażę,
Idylli koniec, wszystkim wnet
Dostarczę mocnych wrażeń.

Tak myślał stary lasu król,
Co posiał gdzieś koronę.
Na pniak się wdrapał pośród pól,
Wspierawszy się ogonem.

I skoczył zadzierając łeb,
Kto widział, ten oniemiał.
Zamiast do góry, na dół jeb!
Aż zadudniła ziemia.

Podniósł się z ziemi biedny lew,
Brudne otrzepał futro.
Coś mi nie wyszło, na nic gniew,
Spróbuję znowu jutro.

Miało być pięknie, dumnie, lecz
Tak bywa na tym świecie.
Jak braknie skrzydeł, smutna rzecz,
To nie da się odlecieć.

Lecz huk wciąż grzmiał, jak wojny wieść.
Uciekły wnet zwierzaki.
W panice gubiąc włos i sierść
I drapiąc się o krzaki.

Z bajeczki morał jest jak nic,
I ważne pouczenie.
Że jak upadniesz, może być,
Że zrobisz też wrażenie.

Monday, August 31, 2009